ROZMOWA Z Damianem Pankiem, trenerem Huraganu Międzyrzec Podlaski
Pomyliłem szatnie
Jak podsumujesz spotkanie z Orlętami?
- To był najbardziej pożyteczny sparing, od kiedy jestem trenerem tej drużyny. Zobaczyliśmy na jakim jesteśmy poziomie. W pierwszej połowie, przez większą część to przeciwnik dominował. Po raz pierwszy widziałem Huragan w tak głębokiej defensywie. Mam przemyślenia. Fajnie radziliśmy sobie w odbiorze. Nie pozwoliliśmy na granie środkiem. Orlęta były zmuszone do walki na skrzydłach. Wynik jest trochę mylący.
Serio?
- Nie zasłużyliśmy na wygraną. Mówię tak jak jest. Nie ma co się oszukiwać, ale najważniejsze, że potrafiliśmy osiągnąć dobry wynik na boisku przeciwnika. Najbardziej cieszy mnie gra w średnim i niskim pressingu oraz przesuwanie się zawodników bez piłki. Zawiązaliśmy dobre akcje, zdobyliśmy dwie ładne bramki. Chciałoby się więcej takich sparingów.
I do tego wygrana...
- Wynik jest sprawą drugorzędną, chociaż to cenny wynik. Dzień przed spotkaniem trenowaliśmy dwa razy i chłopcy odczuwali trudy zajęć.
Pięciu testowanych zawodników to te same twarze?
- Dokładnie. Nie szukamy innych zawodników. Chciałbym mieć tych wszystkich graczy do swojej dyspozycji. Wszystko jest na dobrej drodze, by właśnie tak się stało.
Dla Ciebie był to mecz wspomnień...
- Pięć lat prowadziłem Orlęta.
Po raz pierwszy na mecz wyjazdowy swojego zespołu przyszedłeś piechotą?
- (śmiech - przyp. red.) No właśnie. Fajna historia. Mierzyliśmy w Radzyniu Podlaskim, a ja na obiekt mam może czterysta metrów.
Nie pomyliłeś szatni?
- Właśnie śmiałem się, bo z przyzwyczajenia poszedłem w lewą, a nie prawą stronę. Wcześniej rzadko bywałem w miejscu przeznaczonym dla gości.
W sobotę pewnie ograliście Włodawiankę...
- Goście pojawili się w niepełnym składzie, ale to nie nasz problem. Moi chłopcy spisali się bardzo dobrze, chociaż mam do nich pretensje o skuteczność.