reklama

Międzyrzeczanin na murawie w stolicy!

Opublikowano:
Autor:

Międzyrzeczanin na murawie w stolicy! - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportW minioną sobotę odbył się hit PKO Ekstraklasy. Legia Warszawa ograła 2:1 Lecha Poznań. Radosław Grabowski obserwował ten mecz z wysokości czerwonej kanapy. Dlaczego? Jak tam się znalazł?

ROZMOWA Z Radosławem Grabowskim, międzyrzeczaninem i zawodnikiem Krzny Rzeczyca
To niezapomniane wrażenia
Jak to się stało, że hit PKO Ekstraklasy obejrzałeś z wysokości murawy?

- Nie zdziwię tutaj nikogo, kto mnie zna, że był to konkurs. Musiałem wskazać najlepszego obrońcę PKO Ekstraklasy i uargumentować swój wybór. Padło na stopera Pogoni Szczecin - Konstantinosa Triantafyllopoulosa, któremu w dużej mierze Pogo Szczecin zawdzięcza obecnie liderowanie w polskiej lidze.

 

Kiedy dowiedziałeś się, że wygrałeś?

- Zgłoszenie wysłałem kilka dni wcześniej, żeby nie przespać końca konkursu, a wyniki przyszły tydzień później. Było to pocieszenie po nieudanym zgłoszeniu w konkursie i wyjazd na dowolny mecz Bundesligi. Tam zająłem drugie miejsce i musiałem zadowolić się "tylko" koszulką Schalke. Było blisko wielkiej piłki, ale na Łazienkowskiej też czuło się klimat "Derbów Polski".

 

Ile razy próbowałeś akurat w tym konkursie?

- Udało się za pierwszym razem. Polowałem na to miejsce od początku sezonu. Czekałem tylko aż Legia będzie rozgrywać swój mecz w sobotę. W niedzielę mam swoje mecze, a w piątki pracuję. Kiedy dowiedziałem się, że do Warszawy przyjeżdża Lech z najlepszą młodzieżą w Polsce, musiałem tam być.

 

Zasiadłeś na czerwonej kanapie. Jest wygodna?

- Lepszego miejsca nie można sobie wymarzyć. Kolega, który ze mną był, kibic Legii, nie mógł uwierzyć w to co widział. Wyszło idealnie, bo poza samym miejscem, trafiliśmy na mecz Legii z Lechem, na którym zawsze jest gorąco.

 

Jak ocenisz samo spotkanie?

- Miałem obawy, że będzie nudno, bo starcia między tymi drużynami to zwykle szachy i asekuracyjna gra z obu stron. Tym razem przyjechała jednak świeża krew z Poznania, zawsze głodna zwycięstw. Do tego posada trenera Legii zależała od wyniku tego meczu, więc warszawska drużyna musiała w pewnym momencie zaryzykować. Pierwsi stracili bramkę, ale po wejściu Jarka Niezgody wszystko się zmieniło. Ożywił ofensywę Legii, a bramkę na 2:1 w debiucie strzelił Maciej Rosołek. Wejście - marzenie.

 

Były jakieś inne atrakcje przygotowane dla Ciebie?

- Przed meczem było wyjątkowe pożegnanie dwóch wielkich postaci w świecie Legii - Mira Radovicia i Michała Kucharczyka. Udało się zamienić kilka słów z Marko Vesoviciem, który przyszedł do nas, ponieważ nie mógł wystąpić w tym meczu ze względu na kontuzję. Chciałem zdobyć kolejną koszulkę, tym razem Jarka Niezgody, jednak po meczu podeszli do nas tylko piłkarze Lecha. Koszulka Roberta Gumnego to też byłoby coś. Problem w tym, że w takim stroju nie wyszedłbym raczej ze stadionu Legii (śmiech - przyp. red.).

 

To kolejna wygrana w konkursach. Co ostatnio udało się "wyrwać"?

- Oprócz kanapy było kilka koszulek. Ostatnio zdobyłem trykot meczowy Tomasza Makowskiego z Lechii Gdańsk. Była też ta pechowa koszulka Schalke. Pechowa, bo jak samo organizatorzy przyznali, do wyjazdu na Signal Iduna Park było naprawdę blisko. Trudno, spróbuję za pół roku (śmiech - przyp. red.).

 

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym, że oddałeś szpik kostny potrzebującej osobie. Wiesz coś więcej o człowieku, który go otrzymał?

- Cały czas mam kontakt z DKMS. Dzwonią do mnie czasami, żeby zapytać o stan zdrowia i zlecić kontrolne badania, ale o samym biorcy nie mam jeszcze żadnych informacji. W ciągu miesiąca powinny się jednak pojawić jakieś informacje. Jestem dobrej myśli i czekam z niecierpliwością na sygnał.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE