ROZMOWA Z Kamilem Kornilukiem, pierwszym trenerem Dominika Marczuka
Dla "Mary" nie ma sufitu
Co czuje trener, kiedy jego wychowanek wchodzi na boisko w pierwszej reprezentacji kraju?
- Dumę! Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Dominik spełnia nie tylko swoje, ale także moje marzenia. Jestem z niego bardzo dumny.
Sądziłeś, że w meczu Ligi Narodów dostanie szansę debiutu?
- Jak zobaczyłem, że ma powołanie, to napisałem do niego, iż czekam na debiut i wierzę, że zagra. I tak się stało. To naprawdę fajne uczucie - widzieć dzieciaka, który tak fajnie się rozwinął i jest dumą miasta oraz Huraganu Międzyrzec Podlaski.
No i jeszcze trafił do siatki. Pal licho, że dostaliśmy łomot...
- Miałem przeczucie, że uda mu się strzelić bramkę. Szkoda, że nie zdobył gola w pierwszej sytuacji. Fajnie się go ogląda. Widać, że jest głodny gry dla reprezentacji. Szkoda, że nie mógł cieszyć się z debiutu i trafienia w wygranym meczu reprezentacji. Na to przyjdzie jeszcze czas. Wiem, że wszyscy będziemy mieli z niego pożytek. Każdy z nas będzie czuł wielką dumę.
Jeszcze raz przypomnij, jak trafił pod twoje skrzydła?
- W Międzyrzecu Podlaskim był turniej dla dorosłych z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy. W przerwie między meczami mały Dominik wziął piłkę i kiwał każdego. Nikt nie mógł mu jej zabrać. Podszedłem do niego i zaprosiłem na trening.
Chyba skłamiesz, jeśli powiesz, że wiedziałeś, iż wyrośnie na piłkarza dużego formatu?
- Moim marzeniem jako trenera było wychować reprezentanta Polski, zawodnika grającego co najmniej na poziomie Ekstraklasy. O tym, że będzie mistrzem Polski, a do tego, że będzie grał w MLS to ciężko jest sobie wymarzyć. On tego właśnie dokonał, a w dodatku tak młodym wieku.
W przeszłości organizowałeś spotkania swoich byłych i obecnych wychowanków. Teraz będzie podobnie?
- To już taka nasza tradycja. Zapytam zawodników, czy w tym czasie będą w Międzyrzecu Podlaski. Mam nadzieję, że po raz kolejny da się nam spotkać przed świętami. Dla moich młodziutkich zawodników będzie to po raz kolejny wyjątkowe spotkanie.
A jak z lotem do Stanów Zjednoczonych. Miałeś w planach obejrzeć Dominika na żywo...
- (śmiech - przyp. red.). Jak przyleci do Polski i się spotkamy, to pogadamy.
A gdzie oglądałeś debiut "Mary"?
- Takie mecze oglądam w najlepszym towarzystwie, czyli z moją Moniką.
Jakie momenty ze wspólnej przygody utkwiły Ci w pamięci?
- Było ich kilka. Jednym z nich była sytuacje, gdy zawiozłem zawodników na konsultacje kadry wojewódzkiej. W tej grupie był Dominik. Widziałem, jak się stara na każdych zajęciach. Później otrzymałem informację, że ma słabe warunki fizyczne i nie załapie się do kadry.
I co było dalej?
- To go nie zniechęciło. Na kolejną konsultację już się dostał. Z czasem był kapitanem reprezentacji województwa lubelskiego. Wiedziałem, że Dominik jest taki chłopcem, w którego wystarczy uwierzyć, a on się odwdzięczy. Zresztą, większość moich wychowanków taka była.
Kolejna sytuacja...
- Pamiętam naszą rozmowę wychowawczą. Przyszedłem do niego do domu. Rozmawialiśmy o tym, jak powinien zachowywać się kapitan. Jakie ma mieć cechy, jak powinien pomagać drużynie, jak powinien odnosić się do kolegów i czego ja jako trener oczekuje od niego. To była pierwsza i ostatnia tego typu rozmowa. Zrozumiał wszystko.
Widzisz sufit w karierze Dominika?
- Już kiedyś mówiłem, że nie ma dla niego ograniczeń. Nie po to mówiłem moim zawodnikom o marzeniach, że trzeba ciężkiej pracy, pokory, odwagi, a także pomocy dobrych ludzi na swojej drodze. Wówczas mogą osiągnąć wszystko i nie muszą się ograniczać. Cieszą mnie też to, że inni moi wychowankowie, którym zaszczepiłem pasję do piłki, sportu, realizują się w różnych pasjach. Są: trenerami, nauczycielami, wojskowymi czy graj w niższych ligach. Najbardziej cieszy mnie to, że wyrośli na dobrych ludzi.
Dominik marzy o grze w FC Barcelonie...
- Marzy, a ja marzę go tam zobaczyć.
Najniższy, a najlepszy
Jego talent został szybko dostrzeżony przez trenera reprezentacji województwa.
- Był kapitanem drużyny. Kiedyś szkoleniowiec zespołu - Krzysztof Gralewski powiedział, że jeśli Dominik nie będzie grał na poważnym poziomie, to on rzuca pracę trenerską. Nie tylko on widział w nim duży talent. Ten chłopak ma duży potencjał. Zawsze się wybijał. Ma dobrą cechę dla sportowca. Nigdy nie odpuszcza. Chce wygrać każdy mecz. Co więcej, każdą gierkę. W mojej drużynie trzymał obronę. Był najniższym zawodnikiem, a mało kto potrafił wygrać z nim walkę o górną piłkę - mówi Korniluk.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.