ROZMOWA Z Damianem Pankiem, trenerem Huraganu Międzyrzec Podlaski
Nie rewolucja, a ewolucja
Jaką ocenę szkolną wystawiłbyś swoim zawodnikom za okres przygotowawczy?
- Nie chciałbym zamykać się na suche noty. Jestem zadowolony z faktu, iż przez cały czas pracowałem z zawodnikami, których widziałem w składzie. Nie było takiego czegoś jak testowanie piłkarzy. Miałem do dyspozycji niemal wszystkich graczy, którzy teraz będą walczyć o punkty dla Huraganu. Rzadko zdarza się taka sytuacja, a nam się udało. To wielki plus. Karol Grochowski, Kacper Waniowski, Sebastian Całka, Michał Gromysz poznali się z pozostałą częścią drużyny. Jeszcze lepsze wejście miał Patryk Pakuła, który wiosną występował w Krysztale Werbkowice, a trenował z nami. Z kolei Bartek Tkaczuk to chłopak stąd. Jego proces aklimatyzacji nie obchodzi.
Nie ma co ukrywać, ale będziesz dysponował teoretycznie silniejszym zespołem niż na wiosnę?
- Dokonaliśmy realnych transferów, na jakie nas było stać. Po kilku kolejkach będziemy mogli ocenić ich przydatność do zespołu. Wierzę w każdego z nich. To nie są chłopcy z "łapanki", ale gracze, których chciałem w zespole. Niemal wszyscy grali w wyższej lidze niż Klasa Okręgowa. Liczę, że realnie podniosą poziom zespołu. Cieszę się, że w ekipie będzie rywalizacja. Nie ma nic lepszego od walki o wyjściowy skład.
Jak scharakteryzowałbyś nowych?
- Zależało mi na zawodniku lewonożnym. Jest Hubert Łukanowski, a teraz doszedł Karol Grochowski. Może grać na obu stronach boiskach. Jest Sebastian Całka, który poradzi sobie jako defensor oraz defensywny pomocnik. Mieliśmy problemy z przodu. Brakowało klasowego napastnika. Był Igor Paczuski. Teraz mamy Kacpra Waniowskiego i Patryka Pakułę. Będę miał do dyspozycji Michała Gromysza, który powalczy o środek pola.
Bartek Tkaczuk...
- Tego zawodnika w Międzyrzecu Podlaskim nie trzeba przedstawiać. Musi nadrobić zaległości treningowe i może być cenną jednostką na boisku.
Sukcesem jest chyba również utrzymanie dotychczasowej kadry?
- Dokładnie. Udało się to niemal w stu procentach. To bardzo ważne. Nie mamy rewolucji, a ewolucję. To bardzo fajne. Dla części graczy występy w czwartoligowych rozgrywkach będą niesamowitym doświadczeniem, ale również nagrodą za dotychczasową pracę i wkład w awans z Klasy Okręgowej.
Nie boisz się tremy swoich graczy?
- Niektórym mogą zadrżeć nogi, ale to normalne. Przecież każdy musi kiedyś zadebiutować na określonym poziomie rozgrywkowym. Nie boję się zachować moich zawodników. Jestem ciekawy, jak będą reagować na wydarzenia boiskowe. Wymagania wzrosną, a za błędy będzie trzeba płacić dużą karę. Dla mnie to też wyzwanie. Kupę lat pracowałem w trzeciej lidze, a ostatnie pół roku w "Okręgówce". Razem będziemy uczyć się czwartoligowego poziomu.
Mentalnie podołacie?
- Wierzę w zespół. Umiejętności i zaangażowania nam nie zabraknie. Przekonamy się, czy poziom rozgrywek jest tak drastycznie wyższy niż w lidze, w której graliśmy do tej pory. Czasami pojawią się "ciężary", przegrane i smutek. Moim zadaniem będzie szybka odbudowa mentalna. Weryfikacja już za chwilę. Myślę, że już pod koniec sierpnia będziemy mogli zrobić sobie rachunek sumienia. Wtedy usiądziemy i powiemy sobie, w którym miejscu jesteśmy.
Czego się najbardziej obawiasz?
- Jest dreszczyk emocji, bo mam dużą grupę zawodników, którzy po raz pierwszy zetknął się z tym poziomem. Chciałbym, by liga zaczęła się pomyślnie. Chłopcy mogliby nabrać pewności siebie. To nieocenione rzeczy, których nie da się kupić. Znamy swoją wartość, ale z pokorą podejdziemy do każdego kolejnego przeciwnika.
W jednym z wywiadów Hubert Łukanowski mówił, że stać zespół na walkę o górną część tabeli...
- Długo o tym myślałem. Jestem bardziej ostrożny, ale cieszę się, że moi chłopcy bardzo ambitnie podchodzą do sezonu. Patrząc na statystyki, mistrzowie Klasy Okręgowej z naszego terenu najczęściej z hukiem spadały z czwartej ligi. Dwernicki Stoczek Łukowski, Agrotex Milanów, Grom Kąkolewnica, Sokół Adamów czy Unia Krzywda. Odstępstwem były łukowskie Orlęta czy Lutnia Piszczac. Naszym celem nadrzędnym jest utrzymanie i tego się trzymajmy.
Wymienione zespoły, które po roku leciały na łeb, na szyję były budowane w ciągu kilku tygodni...
- I to pokazuje, że jednostki nic nie znaczą. W piłkę gra zespół. Wymiana połowy składu nie jest dobrym rozwiązaniem. Wierzę, że moja wizja Huraganu się sprawdzi. Od dłuższego czasu jesteśmy ze sobą, wypracowujemy mechanizmy. Słyszałem o przypadkach, gdzie taki doświadczony gracz był na jednym treningu w tygodniu i grał mecz. To nie do pomyślenia. Tak można funkcjonować, ale w Klasie B, gdzie piłka nożna jest rozrywką. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by kolega nie znał imienia swojego partnera i z boiska dałoby się słyszeć: "ej ty, podaj". To nieprawdopodobne, ale tak bywało.
Zainaugurujecie rozgrywki od starcia z Unią, z którą nie masz miłych wspomnień...
- Dokładnie. Zespół z Hrubieszowa przed rokiem wygrał z Orlętami Radzyń Podlaski w finale wojewódzkim Pucharu Polski. Jechaliśmy na starcie z zespołem z Klasy Okręgowej. Byliśmy faworytem, a przegraliśmy. Jak wszyscy pamiętają, w kolejnej rundzie do Hrubieszowa przyjechał Górnik Zabrze.
Właśnie wtedy po raz pierwszy zrobiło się głośno o twojej rezygnacji ze stanowiska trenera Orląt...
- Tak, ale decyzję podjąłem w marcu. Porażka nie decydowała o mojej przyszłości. Chciałem odpocząć. Do dzisiaj żałuję porażki z Unią.
Przed wami starcie beniaminków...
- Jako zawodnik Granicy Lubyczy Królewskiej wygraliśmy po moim golu. Rok temu z Orlętami musieliśmy pogodzić się z porażką. We czwartek będzie mega ciekawie. Z tego, co wiem, zagramy w Werbkowicach, a nie w Hrubieszowie.
A w niedzielę pierwszy meczu siebie...
- Zagramy z Powiślakiem Końskowola, który od lat jest solidną marką w lidze. Wiem, że w zespole przeciwników doszło do wielu zmian kadrowych. W dodatku będzie to starcie na trenerskich ławkach. Opiekunem Powiślaka jest Łukasz Giza, z którym kiedyś grałem w ataku w radzyńskich Orlętach.