Liczba osób, które z tęsknotą oglądają się za zimą, w zdecydowanym tempie topnieje. Większość z nas tradycyjnie, jak co roku, stawia sobie postanowienia wiosenne - basen, bieganie, gry zespołowe, itp. Rafał Parafiniuk, w niektórych kręgach znany jako Drafix, proponuje rower. Ale "rower" nie byle jaki! Zachęcając do aktywnych dwóch kółek dzieli się z nami ubiegłoroczną przygodą - w cztery dni po Polskim Pobrzeżu Bałtyku.
Rafał jest osobą bardzo emocjonalną - z wielką pasją opowiada o swoich zajęciach, osiągnięciach i wrażeniach. Nic w tym dziwnego, bo nie tylko robi to co lubi, ale ma też czym się chwalić. Jako aktywny członek Ochotniczej Straży Pożarnej "Stołpno" w Międzyrzecu Podlaskim jest posiadaczem patentu żeglarskiego stermotorzysty żeglugi śródlądowej, uprawnień płetwonurka, ratownika medycznego OSP czy sędziego zawodów sportowo-pożarniczych. Jednak gdy usłyszy słowo "rower" jego twarz przybiera pełny młodzieńczej fantazji wyraz. I wciąż pamięta swój pierwszy rower:
Komunijny! (śmiech) Nie, żartuję... Jak byłem mały miałem dumnego Pelikana, zielonego składaczka. Fajny był, taki malutki, śmigający. W trzeciej klasie podstawówki kupiłem prawdziwy rower - górala, i wybrałem oczywiście za duży na siebie. Wymieniłem go z czasem na taki, którym dało się poskakać.
Jako maluch, jeżdżąc "wyczynowo", ile razy się połamałeś?
Ani razu, ale jak na przykład piasta się połamała, to kupiło się lepszą i jakoś to dalej funkcjonowało. Non-stop się jeździło po żwirowni, tam jest gdzie poskakać. Często też w OSP organizowaliśmy małe wypady rowerowe z młodzieżówką... jeszcze nie na większą skalę, ale już się coś działo.
Więc te pierwsze wypady były montowane z stołpieńską grupą?
Tak. Robiliśmy obozy dla MDP, ale bardzo fajne też były organizowane przez szkołę w Rudnikach rajdy "Śladami Powstańców Styczniowych", który wspieraliśmy pod kątem technicznym i przedmedycznym. To jest bardzo fajna sprawa dla dzieciaków, które spędzając aktywnie czas "na żywo" poznają historię okolicy. Ogólnie w Międzyrzecu jest sporo osób, które potrafią wykorzystać rower do wyższych celów. Ekipa od nas (Chociek, Cerber i Kondżi) też zrobili sobie na przykład trasę na Elbląg, a chociażby ksiądz z parafii św. Mikołaja organizuje rodzinne rajdy. Co wyprawiają Aktywni Rowerowy Międzyrzec to u Was na stronie też można przeczytać często.
Ale w końcu udało Ci się zrobić coś czym Ty możesz się pochwalić - Polskie Pobrzeże Bałtyku.
Od 5-6 lat chodził za mną pomysł zrobienia Wybrzeża Bałtyckiego. Ale trudno było zrobić ten ostatni krok, czyli wskoczyć na trasę. Raz już nawet byłem umówiony i "za tydzień jedziemy", ale mojemu rowerowi przytrafiła się poważniejsza kontuzja. Innym razem nie pozwolił po prostu czas. Sam pamiętasz jak było, że przez wakacyjny miesiąc pojawialiśmy się w domach łącznie przez pare dni, bo jeździliśmy po Polsce z Zarządem (Zarządem Głównym Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polski w Warszawie - dop. autor). No, ale co roku i tak chciałem to zrobić.
Aż w końcu...
Pojechaliśmy trochę na spontan - Adam był we Francji i pierwszy plan był, że dojadę do niego i wrócimy rowerami.
Ambitny plan...
O tak. ale bardzo głupi. (śmiech) Na szczęście Paka się w porę obejrzał, bo ja pewnie bym pojechał. Ale "od lat obiecywaliśmy sobie" wypad, więc postanowiliśmy, że tym razem nie odpuścimy. Powstał konkretnie sprecyzowany pomysł - Wybrzeże. Robimy latarnie, w jak najkrótszym czasie, sto kilometrów dziennie i zaplanowaliśmy noclegi w taki sposób, żeby to minimum osiągnąć. Napisaliśmy to sobie na kartce i wio.
Ale nie wierzę, że tak po prostu "z buta na rower". Nie trenowaliście przed wyjazdem?
Właściwie to nie. Ze trzy razy się przejechaliśmy przed wyjazdem. Tak po 40 kilometrów po okolicy. Mamy tu fajny całkiem zróżnicowany teren, więc w ten sposób.
Planowanie na papierze zajęło Wam więcej czasu?
Nad mapami i kontaktami posiedzieliśmy w sumie trzy wieczory i tydzień później ruszyliśmy. Udało nam się tak zmontować to wszystko, ze tylko jeden nocleg mieliśmy płatny, w Kołobrzegu. Warunki mieliśmy świetne i to też właściwie dzięki znajomościom wypracowanym w OSP z wydarzeń związkowych, zawodów i szkoleń. Choć szczerze mówiąc pierwszy nocleg umówiliśmy dopiero jak już byliśmy w Świnoujściu.
Widzę, że macie zaznaczone Dąbki, gdzie akurat w wakacje pracował Mateusz.
Tak. Wstąpiliśmy do niego. Cieszy, ze nasi druhowie ze Stołpna pracują w całej niemal Polsce. Ale wcześniej, o tutaj (mniej więcej połowa odcinka pierwszego dnia: Świnoujście - Kołobrzeg - dop. autor) zdarzył się mały wypadek... W Adasia uderzyło drzewo, nie odwrotnie. I jak wyjechaliśmy od Walca z Dąbek, dojechaliśmy do Ustki i tam Paka podjął decyzję, bardzo mądrą, że jednak wraca. Zrobiłbym to samo, zwłaszcza, że cały swój tobołek miał na plecach. Nabył bardzo ważnego doświadczenia, że sakwa jest obowiązkowa na dłuższe trasy. Bo kontuzja kontuzją, a dodatkowe obciążenie pleców było na pewno jeszcze bardziej uciążliwe. Podróżując z plecakiem na rowerze człowiek nie ma większej przyjemności z jazdy. Druga sprawa, że jak się rozstaliśmy zarzuciłem słuchafony na uszy i przycisnąłem mocniej pedał. Ale to już nie to samo.
Czyli od początku trasy mieliście już przygody.
Ba! Zanim się zaczęło to już mieliśmy! Całości przygód z naszej podróży pociągiem nie będę opowiadał, ale pierwszy raz w życiu piłem mleko bez kawy z automatu, a w Warszawie musieliśmy się przesiadać dwa razy, bo nie było przedziałów rowerowych. I mimo, że mieliśmy bilety z miejscówkami, kierowniczka pociągu na Centralnym zapytała nas "czy do toalety się zmieszczą?". Powiedzieliśmy, że oczywiście! Zadanie było o tyle utrudnione, ze rowery nie mogły przeszkadzać innym podróżującym. Mam zdjęcie!
Ale dojechaliście. Jaka pierwsza myśl?
Nie powiem! (śmiech) Ale dotyczyło to tego, że przed nami pierwsze sto kilometrów. No, ale ruszyliśmy... Tylko, że w druga stronę, bo pierwsza latarnia nie była po drodze do Kołobrzegu, ale przy okazji zwiedziliśmy Gazoport. Pierwszego dnia szarpnęliśmy się też na prom i pół godzinki na wyspie Wolin, a wcześniej weszliśmy na latarnię i zrobiliśmy sobie zdjęcie. Aż, w końcu, wjechaliśmy na szlak rowerowy. Zaliczyliśmy w sumie dwanaście z siedemnastu latarni. Czyli mam co poprawić. Z tym, że dwanaście zajęło cztery dni... Wszystkie siedemnaście to już wycieczka na minimum tydzień.
Nadbrzeżny Szlak Rowerowy - jak to wygląda?
Pięknie. Momentami po lewej i prawej stronie woda. Majestatyczne krajobrazy. Przyroda jest cudowna. Trafiliśmy też na kilka ciekawych wydarzeń - po drodze natknęliśmy się na jakiś plan filmowy, mistrzostwa polski juniorów w siatkówkę, poligon, bunkry... było... super!
Druga sprawa, że raz zabłądziłem, Na szczęście okoliczni mieszkańcy naprowadzili mnie na właściwą ścieżkę, bo przez brak oznaczeń na trasie miałem w plecy z dwie godziny... a zawróciłem tylko dlatego, że po bagnie nie da się jechać.
Podsumowując wypad w liczbach?
490.62 kilometry w 4 dni i łączny czas pedałowania 28 godzin 13 minut. Czyli średnio wychodzi spacerek - 17km/h, bo nie tylko po bagnie, ale po plaży na przykład też ciężko się jedzie. Finansowo mnie to wyniosło nie więcej jak 300 złotych, czyli bilety PKP, nocleg i jedzenie. Pierwszego dnia byliśmy na latarniach w Świnoujściu, Kikucie, Niechorzu, drugiego w Kołobrzegu i Gąskach, trzeciego Darłowo, Jarosławiec, Ustka, Czołpino, a ostatniego Silo, Rozewie, Jastarnia i Hel.
Pamiętam, że wcześniej zaliczyłeś i Mazovię i Skandię.
Od ponad czterech lat na maratony MTB sporadycznie jeżdżę.
Z moich informacji wynika, ze 4 sierpnia odbędzie się LOTTO Poland Bike Marathon '13 w Międzyrzecu.
Tak. I jak najbardziej, jeśli Bóg pozwoli, wystartuję. Wszystkim naszym entuzjastom dwóch kółek przy okazji ślę pozdrowienia i zachęcam do treningów. Pokażmy, że to nasz teren!
Przed naszym spotkaniem wspominałeś, że w tym roku pojedziesz w 24h. Na czym to polega i dlaczego wręcz "bardzo koniecznie"?
Mówiłem o 24-godzinnym maratonie organizowanym przez Mazovię. Opiera się na tym, że przez całą dobę jedziemy na rowerze. Jest to coś podobnego do Le Mans w wyścigach samochodowych. Trasa jest pętlą, bodajże pod Warszawą, o długości około 15 km. Dopuszczalne są drużyny maksymalnie czteroosobowe. Możesz się zmieniać, możesz jechać sam, możesz z kimś, możesz całą drużyną. Jak potrzebujesz odpoczywasz, grillujesz.
Jest kilka klasyfikacji, chyba cztery, ale nie będę nudził kwestiami technicznymi. Osobiście skupiam się na tym, żeby po prostu jechać. Tak dla siebie. Żeby się sprawdzić. Ale najbardziej, żeby mieć po prostu radochę i czystą satysfakcję.
Gdybym, chciał z Tobą pojechać na 24-godzinny maraton, jakie warunki musiałbym spełnić?
Musiałbyś chcieć. Wystarczy, że mi powiesz "dam radę" i jedziemy. Oczywiście w grę wchodzą warunki finansowe. Wpisowe, dojazd, wyżywienie, zakwaterowanie.. wszystko kosztuje. Chcę kogoś kto ze mną pojedzie. Na rozmowie czas przyjemniej leci.
Mi nie chodzi o to, żeby przejechać jak najszybciej i jak najwięcej i osiągać mega wyników. Choć to swoją drogą - jak ktoś coś robi, czy to biega czy pedałuje, prowadzi statystykę czasową albo dystansową. Ja wiem, że trzeba być trochę chorym człowiekiem, ale coś w tym jest - chcę całą dobę jechać na rowerze, dzień i noc.
Trzeba mieć światła sprawne!
Tak, to jest wymagane nawet w regulaminie. Warto wziąć zapasowe baterie.
Masz ładny, nowy, czarny, z akcentami zieleni, rower. Jak i dlaczego taki?
Dokładnie przemyślałem do czego chcę go używać, przez jaki okres i ile mogę pieniędzy na tę przyjemność przeznaczyć. Następnie rozejrzałem się i jeszcze raz zastanowiłem czy nie mogę dołożyć więcej... Szczerze mówiąc, trochę z tego schematu zboczyłem. Byłem ciekawy 29" kół - jest to nowość MTB. Bardzo fajna rzecz, ale jednak to nie jest to co mi pasuje. W najbliższym możliwym czasie wrócę do 26". Z prostego powodu, uproszczając: większe koła - większe osiągi, ale mniejsza skrętność.
Wskazówka dla klientów rowerowych?
Pytaj o radę! Konfrontuj oferty w minimum dwóch sklepach, bo możesz trafić na osobę, która chce sprzedać a nie doradzić. Pytając trzecią osobę, znajomego, dealera możesz zweryfikować informacje i wybrać możliwie najlepiej. Ogólnie wszędzie... czy chodzi tylko o rower czy życie, trzeba mieć przed sobą jasny cel, pokonywać przeszkody, poświęcić czas i chcieć dążyć do celu.
Co planujesz dalej?
Na przyszłość mam dwa pomysły... Nie wiem co się uda, może to, a może coś zupełnie innego. Ostatnio jechałem do Krynicy Morskiej, wiec może następny start z Krynicy Zdrój? Albo Świnoujscie brzegiem na zachód. Co do maratonów to mam założenie, że na rok będę startował w minimum dwóch MTB i jednym OSP.
Dziękujemy za rozmowę, trzymamy kciuki za przedsięwzięcia i czekamy na relacje z kolejnej trasy!