reklama

Obroślak: Spełniłem swoje marzenia

Opublikowano:
Autor:

Obroślak: Spełniłem swoje marzenia - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportObroślak: Spełniłem swoje marzenia

ROZMOWA Z Szymonem Obroślakiem, mistrzem świata w K1

Spełniłem swoje marzenia

Skąd wzięła się miłość do sportów walki?

- Mój dziadek był fanem boksu. Wstawał po nocach i oglądał wszystkie gale. Ja robiłem to wraz z nim. Mistrzostwa były przeznaczeniem. Biłem się w Andrzejki, a właśnie tak na imię miał mój dziadek. Jemu oraz wszystkim bliskim dedykuję swoje zwycięstwo. Nie mogę zapomnieć o wszystkich osobach, które wierzyły, że w tak małym mieście da się osiągnąć wszystko to, co się tylko zaplanuje. Chciałbym również zadedykować złoto mojej ukochanej Karolinie.

Jak znalazłeś się w KS RedLion MuayThai Międzyrzec Podlaski?

- Wcześniej chciałem spróbować tego, co widziałem w telewizji. Początkowo trenowaliśmy sami z kolegami. Może nie do końca robiliśmy to dobrze, ale próbowaliśmy. Szukałem inspiracji i pojawiłem się na zajęciach u Wiktora Waszczuka. Jestem jego wychowankiem od czterech lat.

Za tobą pierwsza tak duża impreza?

- Oczywiście. Oficjalna nazwa zawodów to K1 Open World Amateur Championships. Chciałem wygrać.

Spodziewałeś się tego?

- W tym sporcie najlepszej jest to, że niczego nie można się spodziewać. Chciałem zrobić wszystko, żeby być zadowolonym.

Walczyłeś w kategorii do 57 kg...

- Dla mnie to nowa kategoria. Pierwszy raz biłem się w tak niskiej wadze, ale czułem się bardzo dobrze.

Jak wyglądały walki?

- Pierwszą stoczyłem z reprezentantem Ukrainy. Po trzech rundach moja ręka powędrowała do góry. Udało mi się doprowadzić do liczenia w drugiej rundzie.

A półfinał?

- Toczyłem z Włochem. W drugiej rundzie trafiłem go na wątrobę i nie był w stanie kontynuować walki. Tego samego dnia miałem finał.

I również z zawodnikiem gospodarzy...

- Wydaje mi się, że dobrze zapracowałem kopnięciami na wątrobę i kolanami na korpus w pierwszej rundzie. W drugiej rozpocząłem długim i silnym prawym prostym i to on rozstrzygnął walkę.

Ale sędzia konsultował sytuację z pozostałymi arbitrami...

- Rywal miał rozbity nos. Puścił walkę, ale po kilku akcjach przerwał ją. Triumfowałem przez TKO w drugiej rundzie i stało się jasne, że tytuł mistrza świata pojedzie do naszego pięknego miasta.

Sukces rodził się w bólach?

- Nie byłem pewny, czy pojawię się we Włoszech. Wraz z trenerem prosiliśmy o pomoc finansową. Na szczęście udało się zebrać pieniądze. Ludzie naprawdę okazali się bardzo pomocni. Nie spodziewałem się, że aż tak. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego wszystkiego. Moje złoto jest złotem wszystkich dobrych ludzi, którzy udowodnili, że dobro istnieje. Nawet z racji tego nie mogłem ich zawieść w Mediolanie.

Sukces zawodnika to również duża zasługa trenera...

- Dokładnie. Wiktor Waszczuk jest dla mnie przykładem, trenerem, starszym bratem. To człowiek orkiestra w naszym klubie. Każdy to może potwierdzić. Na łamach Wspólnoty dziękuję mu za wszystko.

No i zostałeś mistrzem globu...

- To mój największy sukces i mam nadzieję, że nie ostatni. Chciałbym dalej robić to, co lubię i daje mi frajdę. Rozwijam się, a cieszy to, że właśnie spełniają się moje marzenia. Zostałem mistrzem Polski oraz świata w ciągu jednego roku. To coś niesamowitego.

Teraz odpoczynek?

- A skąd. W tym sporcie nie ma czasu na leżenie. 14 grudnia stanę na deskach zawodowego ringu na najlepszej gali w Polsce - MFC Makowski Fighting Championship. Spełni się moje kolejne marzenie. Na koniec chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim ludziom z naszego Międzyrzeca Podlaskiego. Dzięki wam to się udało. Nie mogę zapomnieć o rodzinie, która też pomogła mi w wyjeździe, ukochanej Karolinie i moim bliskim (UMB). Obserwujcie nasz Red Lion Club. Tutaj wychowują się mistrzowie.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE