30-latek zrobił kurs sędziowski w stolicy. Było to w 2011 roku. Szybko okazało się, że ma dryg do prowadzenia spotkań. Po kolei przebrnął kolejne szczeble. W poprzednim sezonie poprowadził 12 meczów w III lidze. Pokazał 45 żółtych kartek i, co ciekawe, ani jednej czerwonej. Jego praca została oceniona bardzo pozytywnie i od tego sezonu znalazł się w grupie Top Amator B, czyli będzie prowadził mecze w II lidze.
W jego debiucie działo się, oj działo. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Międzyrzeczanin pokazał dziewięć żółtych kartek. Co ciekawe, podyktował dwa rzuty karne. Oba nie zostały wykorzystanie. Strzał Nelsona Balongo z zespołu gości został obroniony przez Jakuba Kowynię, zaś Mateusz Majewski z obozu miejscowych uderzył nad bramką.
ROZMOWA Z Arkadiuszem Nestorowiczem, sędzią grupy Top Amator B
Ten poniedziałkowy telefon...
W jakich okolicznościach dowiedziałeś się o promocji do Top Amator B?
- Tuż po przebudzeniu w poniedziałek dostałem telefon od przewodniczącego Kolegium Sędziów Lubelskiego Związku Piłki Nożnej. Na takie "połączenie" czekał każdy, bo wszyscy panowie z gwizdkiem ze szczebla centralnego z niecierpliwością czekali na wiadomość o swojej przyszłości w następnym sezonie.
Co powiedział przewodniczący?
- Usłyszałem słowa: "Arek, nie ma utrzymania w trzeciej lidze". Dziwiłem się, ponieważ dobrze mi szło w sezonie. Zdębiałem. Chwilę później dodał: "Nie ma utrzymania, ponieważ awansowałeś do grupy Top Amator B". Kilkukrotnie dopytywałem, czy to nie żart. Nie dowierzałem w to, co usłyszałem.
Spodziewałeś się tego?
- Czułem, że sezon był dobry w moim wykonaniu, ale nie sądziłem, że moja praca zostanie doceniona w takiej postaci.
Z tego, co wiem, rok temu nieszczęście innego sędziego było Twoim szczęściem
- Tak, zgadza się. Po przesędziowanych dwóch sezonach w trzeciej lidze, z różnych przyczyn spadłem o szczebel niżej. W tamtej chwili postawiłem sobie jeden cel. Nie miałem zamiaru składać broni. Chciałem udowodnić, że była to błędna decyzja. Po raz drugi awansowałem do trzeciej ligi, jako rezerwowy kandydat. Trzeba mieć w życiu trochę farta.
No i udało się...
- W czasie pandemii nieoczekiwanie zmarł mój chrzestny śp. Andrzej Soczewka. To on zaszczepił we mnie bakcyla piłki nożnej. W ówczesnym sezonie chciałem za wszelką cenę uczcić jego pamięć awansem do drugiej ligi. Nie dopiąłem swego dwa lata wcześniej, ale cieszę się, że mogłem to zrobić w tym roku.
Po trzech sezonach wywalczyłeś promocję do Top Amator B. To chyba duża sztuka?
- Nie mnie oceniać, ale zdarzały się przypadki, że nawet po jednym sezonie sędziowie otrzymywali awans do drugiej ligi. Niemniej jednak jest to dla mnie ogromne wyróżnienie bez względu na ilość sezonów w trzeciej lidze.
Czym zajmujesz się oprócz sędziowania?
- Jestem kierowcą samochodów ciężarowych. Na szczęście nie koliduje mi to z sędziowaniem.
Jakie były pamiętne chwile z gwizdkiem w ustach?
- Myślę, że największą przygodą było ogólnopolskie zgrupowanie organizowane przez Polski Związek Piłki nożnej pod nazwą CORE. Program był dedykowany dla młodych, perspektywicznych sędziów w Polsce. Kilkudniowy kurs zmienił "optykę" na sędziowanie i wyciąganie szczegółów w warsztacie sędziowskim. Dzięki temu w głównej mierze awansowałem do elitarnej grupy arbitrów w Polsce. Drugą przygodą, która dała mi dużo motywacji na następne lata z gwizdkiem, był mecz w Klasie A w Wydziale Sędziowskim Warszawa, po którym dostałem od obserwatora spotkania wiele dobrych słów. Dzięki nim stwierdziłem, że będę "walczył o swoje".
Czy w drugiej lidzie będziesz wybierał sobie kolegów do składu, czy to narzucone z góry?
- Aktualnie od drugiej ligi wzwyż nie ma możliwości wyznaczania członków zespołu sędziowskiego przez sędziego. Jest to szczebel centralny i sędziowie asystenci są "prześwietlani" przez specjalistów w tej dziedzinie. To oni dokonują obsady.
Sam wiele lat sędziowałem mecze. To trzeba kochać. Tego nie robi się dla pieniędzy. Tak jest w Twoim przypadku?
- Kurs skończyłem w latach, gdy uczęszczałem do liceum. Nie ukrywam, że był to dla mnie zastrzyk dodatkowych pieniędzy. Gdy zacząłem sędziować, a raczej gwizdać odkryłem, że przynosi mi to przede wszystkim wiele korzyści w obszarze samorealizacji. Miałem wrażenie, że robię coś dla ludzi. "Rajcowało" mnie to. Z każdym kolejnym meczem czułem się bardziej usatysfakcjonowanym. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez sędziowania.
Masz w hierarchii najlepiej przesędziowany mecz w życiu?
- Nie ma bezbłędnych spotkania. W kwietniu dwa lata temu byłem arbitrem spotkania Polonii Środy Wlkp. z Bałtykiem Gdynia. To w tym starciu popełniłem najmniej błędów. Było to spotkanie wylosowane na zgrupowaniu CORE, w którym pomagali, a zarazem oceniali nas sędziów najlepsi fachowcy w tej dziedzinie.
Spotkanie, w którym pokazałeś najwięcej żółtych i czerwonych kartek?
- Nie jest to powód do dumy, lecz czasem zdarzają się mecze, w których emocje biorą górę i nawet sędzia nie jest w stanie nad nimi zapanować. W jednym ze spotkań udzieliłem 12 żółtych i 6 czerwonych kartek.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.