reklama
reklama

Mateusz Żechowski wicemistrzem Europy! Sukces okupiony kontuzją

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Mateusz Żechowski wicemistrzem Europy! Sukces okupiony kontuzją - Zdjęcie główne

Mateusz Żechowski (drugi od lewej) przyjechał na mistrzostwa z solidną grupą wsparcia

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje międzyrzeckie14 września w Bełchatowie Mateusz Żechowski z Międzyrzeca Podlaskiego wziął udział w Mistrzostwach Europy Amatorskiego MMA. Wojownik z naszego miasta został wicemistrzem w swojej kategorii, pierwsze trzy walki kończąc przed czasem!
Reklama lokalna
reklama

O sukcesie międzyrzeczanina porozmawialiśmy z nim samym. Zachęcamy do lektury, bo mimo odniesionej kontuzji, Mateusz zostawił po sobie świetne wrażenie i bardzo możliwe, że już niedługo będziemy mogli zobaczyć go w klatce ponownie.

ROZMOWA Z Mateuszem Żechowskim, wicemistrzem Europy amatorskiego MMA

Przełomowy start podczas mojej przygody

Jak oceniasz swoją postawę podczas zawodów rangi europejskiej?

- Dyspozycja tego dnia była bardzo dobra. Na szczęście ważenie odbyło się dzień wcześniej, więc miałem czas się "naładować". Czułem od samego rana i przygotowując się do tych zawodów, że jadę wygrać. Mentalnie i fizycznie czułem się jak zwycięzca, więc nie mogło być inaczej.

Trzy pierwsze walki i trzy skończenia przed czasem. Chyba nie dało się zacząć lepiej?

reklama

- Te Mistrzostwa miały być przełomowe w mojej dotychczasowej przygodzie zawodnika. Zaczynając trenować mieszane sztuki walki wywodziłem się z Taekwondo, więc bazę miałem stójkową. Wiedziałem, że są tam zapasy i parter. Właśnie dlatego, że musisz być dobry w każdej płaszczyźnie, tak bardzo spodobał mi się ten sport. Czy to zapasy, parter czy stójka, wszystko musisz mieć dobre. Moje poprzednie dwa starty w zawodach kończyłem na pierwszej walce, przegrywając przez obalenia i kontrole w parterze. W stójce wygrywałem, lecz przez to, że przeciwnik mnie przewracał i kontrolował w parterze, zdobywał punkty, które pozwalały mu wygrać. Około pół roku temu powiedziałem sobie, że stawiam wszystko na zapasy i brazylijskie jiu-jitsu. Bardzo mocno wgłębiłem się w te style. Jak widać, to zaowocowało. Poprawiłem nie tylko "skille". Te sporty wzmacniają człowieka także wydolnościowo, gimnastycznie i przede wszystkim motorycznie.

reklama

Jak wyglądały Twoje przygotowania do Mistrzostw? Na treningi do Międzyrzeca przyjechał chociażby Konrad Karwat.

- Przygotowania trwały tak naprawdę od wakacji. Moi zawodnicy mieli wolne od szkoły i organizowałem poranne treningi. Trenowałem 10-12 razy w tygodniu razem z moimi ludźmi z Fight&Live. Napędzamy się wzajemnie. Będąc trenerem i jednoczenie zawodnikiem, patrzę na te wszystkie twarze, jak zasuwają i od razu mam dużą motywację do roboty. "Kondziu", jak wiadomo, otworzył siłownię w Międzyrzecu, też trenuje MMA. Naturalnie szuka więc miejsca do treningu, kiedy jest w rozjazdach. Tak się przecięły nasze drogi. Odezwał się do mnie i złapaliśmy się parę razy na wspólny trening. Jak widać, sport łączy ludzi. Na pewno, będąc w Łodzi, z wielką chęcią odwiedzę również jego klub.

reklama

Kto pojawił się w Twoim narożniku?

- Miałem tam chłopaków od siebie z Fight&Live. Kacper Siedlanowski, Jakub Piwowar i Daniel Łosicki. Chłopaki byli ze mną od początku do końca. Od robienia wagi, które jest najgorszym momentem w tym sporcie, aż po podium. Czułem się z nimi niesamowicie. Dbali o mnie i motywowali mentalnie. Dziękuję im za to!

Niestety nie mogłeś wyjść do walki finałowej. Czujesz niedosyt?

- Niedosytu nie odczuwam, dlatego że ten start miał być przełomowy i tak się stało. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się wygrać trzy walki. 

Co się stało? Dlaczego nie zobaczyliśmy Cię w samym finale?

- W półfinale odnowiła mi się stara kontuzja. Mała kość w śródstopiu, która odpowiada za stabilizację, ponownie pękła. Podczas walki, pod wpływem adrenaliny nie odczuwałem bólu, lecz kiedy sędzia przerwał i w ferworze zwycięstwa biegłem do chłopaków, przewróciłem się. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie chciałem ryzykować, bo w finale na pewno używałbym kopnięć, a to mogło skończyć się operacją i długą przerwą. W szczególności, że jestem również trenerem i mam bardzo dużo świetnych zawodników, dla których muszę mieć zdrowie i którzy startują niedługo w zawodach. Zdrowy rozsądek wygrał.

Nie pozostawiłeś złudzeń w każdej ze swoich walk. Czy już pojawiają się jakieś propozycje kolejnych starć?

- Tydzień po zawodach odezwał się do mnie promotor, który organizuje gale zawodowe. Bardzo możliwe, że pojawię się w klatce już w styczniu, w walce półzawodowej. Szybko leczę kontuzję i wracam do treningu!

Więcej w przyszłotygodniowym wydaniu Wspólnoty!

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama