Mieszkanka Pościsz, przechodząc obok jednego z supermarketów, poczuła się słabo i zemdlała na środku chodnika przy ulicy Warszawskiej. Dwóch mieszkańców Międzyrzeca Podlaskiego natychmiast podjęło się próby ratowania kobiety. Pan Tomasz Rabczuk zadzwonił na numer alarmowy, a jego ojciec - Janusz, zgodnie ze wskazówkami dyżurnego - przeprowadził masaż serca.
Masaż serca
- Wyjeżdżaliśmy z parkingu spod Biedronki na ulicę Warszawską. Skręcając w prawo zauważyłem postać leżącą na chodniku pod ławką. Zatrzymałem samochód, włączyłem światła awaryjne i razem z tatą podbiegliśmy do leżącej osoby - relacjonował Tomasz Rabczuk. - Kobieta leżała nieruchomo twarzą do chodnika z kapturem na głowie. Odwróciliśmy ją, staraliśmy się ocucić poprzez poklepywanie po policzku i próby nawiązania kontaktu. Niestety bezskutecznie. Pani miała lekko uchylone oczy, jednak nie reagowała na nasze wyraźne wezwania. Tato przykładając rękę do szyi spostrzegł brak tętna. Ja w tym czasie zacząłem wybierać numer na policję - tato swój telefon z pośpiechu zostawił w samochodzie. Zaczął reanimację, najpierw dyżurny zaczął wypytywać o miejsce zdarzenia, wiek, imię i nazwisko poszkodowanej oraz moje imię i nazwisko. Później zostałem przełączony do dyżurnego ratownika, który nakazał nam kontynuowanie masażu serca do czasu przyjazdu karetki. Pani nie dawała w ogóle oznak życia, powoli siniejąc na twarzy. Udało się przywrócić oddech, poinformowałem o tym dyżurnego, który powiedział, że jest to tak zwany "rybi oddech" i żebyśmy nie przerwali masażu, nawet jeżeli mielibyśmy połamać żebra - dodał.
Przeczytaj więcej: W Międzyrzecu Podlaskim przebiegli 1963 metry, by uczcić pamięć bohaterów
Nieoceniona pomoc strażaków
Przejeżdżający obok mężczyzna zauważył akcję ratunkową panów Rabczuków i natychmiast ruszył, by im pomóc. Jak się później okazało, był to strażak z międzyrzeckiej jednostki, mł. asp. Damian Kokoszkiewicz, który przejął obowiązki pana Janusza i kontynuował czynności ratujące życie poszkodowanej. Kilka sekund później na miejscu był drugi strażak, mł. ogn. Ireneusz Nikończuk, który pozostawił na ulicy swój samochód i przybiegł pomóc młodszemu koledze.
- Młodszy ze strażaków pytał "gapiów" o to, czy ktoś zadzwonił po karetkę. Dostał ode mnie informację, że jestem cały czas na łączu z dyżurnym. Chłopaki zmienili się raz czy dwa przy masażu. Całość musiała trwać ponad 6,5 minuty (patrząc po długości połączenia telefonicznego), bo rozłączyłem się, gdy tylko zobaczyłem nadjeżdżającą karetkę. Po przyjeździe ratownicy stwierdzili, że pani oddycha i jest puls, więc nie kontynuowali reanimacji, a przełożyli ją na nosze i zabrali do karetki. Zanim spakowali swój sprzęt medyczny, my już byliśmy w swoim samochodzie i odjechaliśmy w swoją stronę - nasza rola się zakończyła. Ani ja, ani mój tato, nigdy nie przechodziliśmy kursu pierwszej pomocy. Działaliśmy instynktownie, zachowaliśmy się - wydaje mi się - po ludzku, tak jak powinniśmy. Zachowanie ludzi, którzy nas mijali i teksty gapiów, zostawię bez komentarza - zakończył Tomasz Rabczuk.
Natychmiastowa reakcja najważniejsza
Obaj strażacy nie przebywali tego dnia na służbie, jednak widząc leżącą kobietę i reanimujących ją mężczyzn nie zastanawiali się ani chwili i ruszyli, by jej pomóc. Na miejscu natychmiast pojawiło się mnóstwo postronnych osób. Jak relacjonują świadkowie, strażacy podzielili się obowiązkami i na zmianę udzielali pomocy poszkodowanej. Pan Tomasz cały czas pozostawał w kontakcie z dyżurnym pogotowia ratunkowego.
Karetka pojawiła się na miejscu po kilku minutach, jednak to mężczyznom przybyłym na miejsce jako pierwszym, udało się przywrócić czynności życiowe kobiety.
Jak powiedzieli ratownicy medyczni, kluczowa w uratowaniu życia kobiety była natychmiastowa reakcja dwóch mężczyzn oraz kontynuacja pomocy kobiecie przez strażaków.
Komentarz dowódców
mł. bryg. mgr inż. Sylwester Sadowski - dowódca jednostki
- Damian dopiero zaczyna służbę w naszej jednostce, a tym zachowaniem pokazał, że mamy w swoich szeregach ludzi wyszkolonych na najwyższym poziomie. Najważniejsze jest jednak to, że akcja ratunkowa została zakończona sukcesem i poszkodowana osoba, z czynnościami życiowymi, została przekazana ratownikom medycznym.
mł. bryg. mgr inż. Paweł Jakubowicz - zastępca dowódcy jednostki
- Naszym nadrzędnym celem jest ratowanie ludzkiego życia. Dlatego też zawsze musimy być przygotowani na to, by nieść pomoc, czego najlepszym przykładem była sytuacja z wtorku. Moim cichym marzeniem jest to, by stopień naszego wyszkolenia był na tak wysokim poziomie, by przysłowiowy "Kowalski" nie zauważał tego, że straż pożarna jako instytucja w ogóle istnieje. Oczywiście, miło jeśli nasze działania zostają dostrzeżone, jednak dla nas największą dumą jest to, że możemy pełnić funkcję strażaków i pomagać ludziom w każdej sytuacji.
Więcej o zdarzeniu oraz wypowiedzi strażaków dostępne w najbliższym wydaniu Wspólnoty!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.