Kiedy żona kupiła mu reklamowany jako superpromocja płat, spodziewał się rozkoszy na podniebieniu. Pech chciał, że kiedy cztery dni od dnia zakupu, jeszcze przed ostatecznym terminem przydatności do spożycia, otworzył zafoliowany pojemnik, uderzyła go przykra woń. Karp cuchnął!
– Rzuciłem trochę tej ryby kotu, którego nazywamy Stefan. Nie chciał nawet ruszać tego płata! – wspomina pan Arek.
Oburzony klient zadzwonił do biura obsługi klienta Biedronki i opowiedział o swoim zniesmaczeniu.
– Mówię im: kupiłem śmierdzącą rybę. Poradzili, żebym poszedł do kierowniczki sklepu, a jak będą kłopoty, to jeszcze raz trzeba będzie zadzwonić – mówi pan Arek.
Dodaje, że w markecie ponownie się rozczarował. Kierowniczka twardo żądała paragonu na potwierdzenie zakupu płata.
– Ja nie przetrzymuję paragonów przez wiele dni. Tylko przy cenniejszych zakupach, z gwarancją, kseruję je. Pokazałem pojemnik z podaną wagą i ceną. Kierowniczka zapytała – a gdzie reszta ryby? Pan zjadł! – zarzuciła mi. Proszę powąchać! – odpowiedziałem. Nie chciałam już "żebrać" o 13 zł, ale chodziło o uczciwe potraktowanie klienta – relacjonuje pan Arek.
Zaznacza, że ponownie zadzwonił do biura obsługi, skąd poprzez SMS otrzymał potwierdzenie swojej reklamacji. Skontaktowaliśmy się z biurem prasowym sieci Biedronka. Pracownik potwierdził nam, że badają tę skargę. Obiecał, iż wkrótce poinformuje o finale załatwiania sprawy. Mija kilkanaście dni, a nadal nie ma jednoznacznej oceny sytuacji ze śmierdzącym płatem. Pan Arek zapowiada, że od teraz będzie kupować świeże karpie tylko w sklepie rybnym.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.